Wyniki wyszukiwania dla:

Ks. Franciszek Harazin SDB


ŻYCIORYS

Numer: 17375

Zakon: Salezjanie, Inspektoria Św. Jacka, Kraków.

 

Ksiądz Franciszek Harazim (1885-1941), syn Karola i Marii zd. Sojka, urodził się 22 sierpnia 1885 roku w Osinach na Śląsku.

W roku 1901 dostaje się Do Zakładu Salezjańskiego w Oświęcimiu i po czterech latach wstępuje do nowicjatu w Daszawie. Pierwsze śluby zakonne składa 27 stycznia 1907 roku, a wieczyste w 1910. Asystencję odbywa w Oświęcimiu i w zakładzie św. Ludwika w Gorycji; jeden rok pracuje w redakcji „Wiadomości Salezjańskich” w Turynie. Studia teologiczne odbywa w Foglizzo Cabavese w latach 1911-1915, po ich ukończeniu otrzymuje święcenia kapłańskie 29 maja 1915 roku w Ivrei z rąk biskupa Filipello.

Wraca do Polski, gdzie podejmuje funkcje: nauczyciela w Zakładzie Oświęcimskim (1916). Dyrektora miejscowego gimnazjum (1916-1918). W latach 1918-1929 jest radcą Studentatu Filozoficznego na „Łosiówce” w Krakowie, a od 1920 dyrektorem.

Następnie jest dyrektorem gimnazjum w Aleksandrowie Kujawskim (1922-1927), po czym powraca na „Łosiówkę” w Krakowie, by podjąć obowiązki nauczyciela i wychowawcy kleryków oraz radcy Studentatu. Gdy ten zostaje przeniesiony do Marszałek, również on przenosi się tam ze swoimi klerykami. W roku 1938/39 znów widzimy go na „Łosiówce”, gdzie pełni funkcje profesora i radcy Instytutu Teologicznego.

Ksiądz Franciszek był obdarzony przez Boga wielkimi zdolnościami. Od wczesnej młodości, bo już klasie drugiej gimnazjalnej pisywał wiersze. Nie było imienin, jakiejkolwiek uroczystości, by młody Franuś nie występował z jakimś, piękną polszczyzną napisanym panegirykiem. Miał szerokie zainteresowania, które wkrótce podbudował solidną wiedzą uniwersytecką. Władał doskonale językiem włoskim i niemieckim, opanował literaturę polską (studia uniwersyteckie) i niemiecką, których przez długi czas był wykładowcą. Poza tym był świetnym muzykologiem, pisywał sztuki sceniczne, grane później z wielkim powodzeniem. Zabierał głos w sposób mądry i rzeczowy. Był humanistą w najlepszym tego słowa znaczeniu. Doskonały wychowawca i formator umysłów i dusz młodych salezjanów według metody pedagogicznej ks. Bosko, co czynił interesująco i przystępnie. Zawsze uśmiechnięty, pogodny i wyrozumiały.

Jako przełożony, taktowny i delikatny, pokorny, nigdy nie podkreślał swojej wiedzy, nigdy nie dał poznać współbraciom, że stoi nad nimi. Powszechna miłość, jaką otaczali go zarówno wychowankowie, jak i współbracia, świadczy najwymowniej, jak dobre miał serce dla wszystkich. Był duchowym filarem Zgromadzenia Salezjańskiego w Polsce, z którego zdaniem poważnie się liczono.

Aresztowanie i męczeńska śmierć

Ostania wojna światowa przerwała pasmo jego pięknego życia. Zaaresztowany przez gestapo 23 maja 1941 roku, po krótkim pobycie w więzieniu Montelupich w Krakowie, został przewieziony wraz z innymi współbraćmi 26 czerwca 1941 roku do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, gdzie 27 czerwca tegoż roku, został w bestialski sposób zamordowany przez niemieckich siepaczy, doświadczając przy tym niewypowiedzianych katuszy fizycznych i moralnych. Oto jak opisuje jego męczeńską śmierć jeden ze współwięźniów naoczny świadek:

„Po krótkiej przerwie obiadowej, przyszła kolej na księdza Franciszka Harazima, profesora Salezjańskiego Instytutu Teologicznego w Krakowie. Trzecia ofiara pamiętnego dnia! Przechodził on te same tortury, co poprzednicy. Po zepchnięciu z naładowaną taczką w przepaść głębokiego dołu, ksiądz Franciszek, mając ręce i nogi połamane, nie może już wydostać się na wierzch. Schodzi do niego kapo, powala go na wznak i wśród wyrafinowanych tortur fizycznych, rozpoczyna z nim dyskusje religijne:, – Po pewnym czasie kapo zbliża się do opodal pracujących księży: – Zgłosił się ksiądz Wybraniec.. Przywołany ksiądz Józef nie spowiada swego przyjaciela, daje mu tylko rozgrzeszenie. Sypią się na niego ciężkie uderzenia, zalewa się krwią. Gotów jest nawet życie oddać, ale świętego sakramentu nie naruszy. Krwiożerczy kapo zaskoczony takim obrotem sprawy, oddaje nieszczęśliwą ofiarę na pastwę blokowego, a sam idzie upatrzyć sobie inną. Po kilkunastu minutach ksiądz Harazim już nie żył”.

Tyle naoczny świadek.

Ksiądz Harazim zginął w 56 roku życia, w 34 – profesji zakonnej i po 26 latach kapłaństwa. To jedna z czterech ofiar pamiętnego dnia 27 czerwca 1941 roku – złożyli swe życie w tym samym obozie i na tym samym miejscu, za wiarę i za ukochaną Ojczyznę. Blisko siebie pracowali w Krakowie na salezjańskiej niwie za życia i w chwili narodzin dla nieba „non sunt separati”.

Numer obozowy 17375

W swoich wspomnieniach „Wielka Spuścizna” A – Z – Czerwińsk 1966 – 1970 – na str.88 tak pisze o księdzu Franciszku Harazimie koadiutor Janusz M. Osomański:

Charakterystyka

Mimo, że pochodził ze Śląska, gdzie język Polaków był poniewierany i srogo tępiony, stanął w awangardzie pierwszych polonistów. Spod jego pióra wychodziło wiele podręczników, które sam układał, lub z obcych języków przyswajał dla naszej młodzieży. A były to czasy po pierwszej światowej przygodzie, gdy nasza Ojczyzna, jak feniks z popieliska świata zmartwychwstała biedna i odarta z wszelkiego bogactwa i wiedzy. Najmniejsze, więc dzieło Polsce przysporzone na wagę się złota liczyło.

Wielki to był umysł i serce. W Polsce był na śmierć rozkochany. Wyjątkowo zdolny pedagog, gromadził on młodzież w przeróżnych skupiskach, podnosił oświatę i na wszelki sposób ratował z upadku te chłonne szeregi młodych katolików i obywateli. By zając ich umysł i przed złem uchronić, urządzał przepiękne spektakle, których tekst najczęściej sam tworzył na każdą okoliczność. Bogaty w pomysłach mnożył egzemplarze bez końca w tak pięknych podaniach, że nie tylko młodzież, lecz starszych zachwycał i bawił. Każdy zbiór przy naszych zakładach, po latach katastrof oraz zgliszcz, dziś jeszcze posiada i strzeże mnóstwa wydawnictw, rzadkie białe kruki.

Niemcy go dogłębnie poznali. Wysoko cenili wartości duchowe ks. Harazima. Wściekłością dyszeli z zazdrości, że nie chciał on przyjąć wpychanej „reichslisty” i szczerym głosił się Polakiem. Dobrze to sobie w pamięci zakonotowali. Najbliższą zmyśloną okazję biorąc za podstawę, by go aresztować, zemścili się srodze na polskim kapłanie.

W więzieniu krakowskim, nie szczędząc kopniaków ni kijów, wyżywał się na nim pruski barbarzyńca. Lecz wściekłość i sadyzm owych zwyrodnialców zmieniła się w orgię szatańską, gdy go odesłano katom Oświęcimia. Od razu w pierwszym dniu czterech zamordował perfidnie w przystępie szaleństwa na widok kapłana, jeden gestapowiec-szatan. W okrutnych męczarniach, jakich nie da się opisać, ginęli kolejno w owym dniu: ks. Jan Świerc, ks. Dobiasz, ks. Fr. Harazim. ks. Kaz. Wojciechowski. Ciała ich spalono.

Tekst pochodzi ze strony: www.meczennicy.pelplin.pl